Wspomnienie z pobytu rehabilitacyjnego
Wylądowaliśmy w Lądku. Lądku Zdrój. Właściwie to nie wylądowaliśmy, a dojechaliśmy krętymi dolnośląskimi drogami. Autami wypakowanymi po brzegi. My - panie terapeutki: Agnieszka, Alina i Dagmara i dwanaścioro dzieci oraz ich mamusie (dziesięć) i tatusiowie (pięciu).
Lądek Zdrój jest miastem malowniczo położonym w Sudetach Wschodnich. „Wokół góry, góry i góry...” Nam nie dane było zobaczyć góry z bliska, ponieważ zaplanowaliśmy inne atrakcje, wymagające większej pracy głowy i uszu niż mięśni. A wszystko to w ośrodku Geovita.
Nasza przygoda rozpoczęła się w niedzielę 19 maja. Po wspólnej kolacji spotkaliśmy się, by każdy mógł poznać swoich towarzyszy z grupy, poznać plan działania i w spokoju udać się na odpoczynek, bo następnego dnia miała rozpocząć się intensywna praca logopedyczno – psychologiczno - pedagogiczna. I oczywiście intensywny trening słuchu.
Każda grupa miała codziennie 6 zajęć. Motywem przewodnim zajęć z panią Agnieszką i Dagmarą był DOM. Realizowany był na wielu polach - począwszy od budowania kolejnych pomieszczeń, wykonywania czynności związanych z domem, aż po bajki („Świat opowiadany”) z domem w tle. Pani Alina dbała o uszy dzieci, by szybko i sprawnie rozpoznawały dźwięki i właściwie na nie reagowały oraz o… podniebienia, języki, usta i zęby, czyli narządy artykulacyjne, które usprawnialiśmy pysznymi przekąskami: chrupkami, płatkami i waflami kukurydzianymi, paluszkami, rodzynkami i marchewkami.
Drugiego dnia pracy po obiedzie pojechaliśmy na spotkanie z panem sokolnikiem do Willi Marianny w Lądku Zdrój. Ależ to było niesamowite przeżycie! Pan sokolnik z wielkim zaangażowaniem i pasją opowiadał o swoich ukochanych podopiecznych: sowach, puchaczach, jastrzębiach i orłach. Mogliśmy ich dotknąć, posłuchać, jak się ze sobą porozumiewają i popatrzeć, jakie znają sztuczki . Wszyscy bardzo dzielnie słuchali opowieści o ptakach i ich zwyczajach. Obalono wiele mitów, które od wieków przekazywane są z pokolenia na pokolenie o sowach.
Tuż po spotkaniu z ptakami udaliśmy się na drugi koniec terenu należącego do Willi Marianna na przejażdżkę na kucykach. Nim jednak dzieci mogły dosiąść zwierząt, musiały je najpierw przygotować, czyli wyczyścić ich sierść, kopyta, rozczesać grzywy i ogony. Dopiero po takich zabiegach mogły z czystym sumieniem udać się na przejażdżkę.
Było dużo radości, śmiechu i… odwagi, bo nie każdy miał wcześniej okazję, by spotkać się oko w oko z koniem .
W piątek, gdy już zakończyliśmy wszelkie zajęcia na dzieci, a przed wszystkim na jedną dziewczynkę, czekała niespodzianka: 3 urodziny . Z Wrocławia tata Jubilatki przywiózł piękny tort, który ozdobiony był zwierzętami… z aparatami słuchowymi. Była wspaniała zabawa, po której wszystkie dzieci szybko usnęły.
Aż w końcu przyszedł dzień, w którym zakończyliśmy naszą przygodę. Nim jednak się pożegnaliśmy, dzieci i ich rodzice musieli podjąć ostatnie turnusowe wyzwanie: zdobywanie dyplomu i nagrody na zakończenie oraz prowiantu na drogę. Każde dziecko losowało zadanie, które wraz z rodzicem musiało wykonać. Na szczęście wszystkim się udało i nikt nie wracał głodny do domu.
To był dobrze spędzony czas. My, terapeuci, mogliśmy zobaczyć dzieci w innych, jakże „pięknych okolicznościach przyrody” i mogliśmy zaprezentować im nieco inne niż zazwyczaj zajęcia. Dzieci mogły pobyć z rodzicami i intensywnie popracować .
Mamy nadzieję, że czas spędzony w Lądku był radosny nie tylko dla prowadzących zajęcia, ale również dla dzieci i ich rodziców i przyniesie wiele owoców.